Dziennikarze w kajdankach ;)

Nie będę zbyt długo dzisiaj pisać. Temat maltretowanych dziennikarzy, których reżimowa władza aresztowała i zakuła w kajdanki był wałkowany na tłicie pod postacią tłitów i retłitów.

Wzywano ambasadora USA do zajęcia stanowiska, choć nie rozumiem dlaczego. Wszak Jankeska Ameryka czasem poświęca swoich reporterów, zwłaszcza tych niezależnych, by skroić Swój Narodowy Interes.

Wzywano na pomoc nawet Reporters Without Borders i z namiętną lubością rozsyłano retłity z tłita, że RWB coś tam coś tam o polskim zwrocie w stronę Białorusi.

A o co poszło? 

O dziadków z PKW, którzy z udziałem świadomym czy nieświadomym zrobili szopkę z wyborów. Ten świadomy/nieświadomy udział powinna zbadać prokuratura a przy okazji przetrzepać skórę tym, którzy zorganizowali akcję włamów na serwery PKW (o czym już nikt nie pamięta a i szukać nawet nie chce).

W tle na pewno toczy się ostra walka o kasę o liczenie następnych wyborów. Bo to, że KTOŚ musi je nadzorować i policzyć głosy nie ma wątpliwości. A kto będzie tym szczęśliwcem dowiemy się niedługo i może wtedy nam się przejaśni w głowach.

Opozycja nie byłaby opozycją gdyby nie zawyła o upadku państwa i nie jednoczyła sił. Więc zaczęły się nawoływania do akcji pod PKW. I akcja się zaczęła, nawet sprawnie poszła, nikt nikogo nie zabił taranując szklane drzwi, żaden swobodnie pozostawiony środek lokomocji nie spłonął, krew się nie polała.

Najpierw kilku polityków z poparciem znikomym wygłosiło mowy o zdradzie i oszustwie, a gdy Główna Opozycja wydała oświadczenie, że z tym cyrkiem nie chce mieć nic wspólnego, politycy się rozeszli, poseł Wipler napisał na tłicie, że jest w domu i to nieprawda, że jest Tam.

Na placu boju zostało kilka osób, które później wyniosła policja. 

Przy okazji wyniosła też dziennikarzy.

Nie twierdzę, że Ewa Stankiewicz i Grzegorz Braun mieli złe zamiary. Sami muszą sobie odpowiedzieć na pytanie czy to co zrobili jest kwestią ich wiary w sprawę czy pogonią za sensacją. Czy może efektem noża na gardle, który to nóż przystawiony jest wielu osobom z kręgów szeroko rozumianej polityki i dlatego dzień po dniu, z częstotliwością serii z karabinu maszynowego, co rusz mamy sensacje wywołane przez kogoś znanego lub komentowane przez kogoś znanego w sposób zdumiewający.

I nie mam na myśli afer z pijanymi obywatelami przydybanymi na jaraniu -tylko sprawne akcje propagandowe, w które są dobrowolnie czy też nie uwikłani znani i lubiani.

Napiszę dzisiaj tylko o dziennikarzach i ich uwięzieniu,  bo sprawa jest tak śmieszna, że aż smutna. 

Zawód reportera jest miły dopóki nic się nie dzieje. Można wtedy nawet w krótkich hawajskich gatkach relacjonować z wypiekami na twarzy zmasowany atak fal morskich na plażę. Lub tygodniami relacjonować Coś Ważnego w trybie przypuszczającym z wykrzyknikami lub potrójnymi znakami zapytania.

Ale Polska staje się krajem profesjonalnie demokratycznym i czas się przebrać w profesjonalny strój by facet z pałką i w hełmie się nie pomylił w trakcie wykonywania swojej pracy. Zaoszczędzimy sobie wtedy czasu z szukaniem legitymacji PAP czy innej po kieszeniach a policjantowi stracha, że wyciągniemy nóż albo coś gorszego.

Wiedzą o tym reporterzy na całym świecie biegający między świszczącymi kulami. A i ta wiedza niejednokrotnie nie ratuje ich przed pobiciem czy śmiercią.

Zatem zamiast podsycać histerię o walącej się Demokracji w Polsce i pisać donosy we wszystkich możliwych językach, może -drodzy koledzy po fachu "tych uwięzionych" - przestańcie robić z Polski pośmiewisko?

Skoro już z siebie robicie..

Przecież ten ryk nie ma na celu ratować nieprofesjonalnych dziennikarzy, o profesjonalizm których nie zadbali ich pracodawcy, tylko jest to kolejny przedwyborczy ryk z prawej i lewej, że ten rząd jest be. No i oczywiście Hanna Gronkiewicz Waltz też jest be ponieważ policja pod PKW była z Warszawy.

Dziękuję za uwagę.

Policzek

Dwóch panów się spotkało. Nie było to spotkanie przyjacielskie, raczej przypadkowe, związane z miejscem nowej pracy. Panowie nie byli przyjaciółmi, raczej tolerowali swoją obecność, ale ciążyły nad nimi jakieś niezakończone sprawy. Kiedyś poszło o słowa. Jeden pan nazwał drugiego nie dość elegancko, po czym po latach okazało się, że jednak racji nie miał.

On o sprawie zapomniał. Obrażonemu sprawa utknęła w sercu jak drzazga w paznokciu. Zapowiedział pojedynek choć nie wiedział kiedy ponieważ drogi panów nie krzyżowały się.

Ale co się odwlecze to nie uciecze i po dwudziestu latach panowie spotkali się w okolicach jakiegoś kąta. Bez tłumu gapiów, bez fleszy miejscowych mediów.  Miejsce na tyle dyskretne by wymierzyć policzek za dawną zniewagę, ale i też by nie wywołać skandalu na cały świat.

Sprawa powinna być zakończona w tym samym kącie, z jednego liścia przechodząc w drugi liść, może trzeci i czwarty..
   ______

Janusz Korwin Mikke i Michał Boni.

Ci, którzy liczyliby na poważne mordobicie mogliby się bardzo rozczarować. Korwin Mikke nie jest z tych, którzy łamią sobie szczęki jak zwykły plebs. A Boni nie dość dopasowany do postury Korwin Mikke. Pewnie masowanie policzków trwałoby w nieskończoność, a może do czasu aż na bladych twarzach pojawiłyby się rumieńce lub któryś z panów opadł z sił.

I temat byłby zakończony.

Ale ten, któremu wymierzono plaska nie jest z tych co wymiękają. Nie oddał tylko zacisnął pięści, nie zadzwonił na policję by oddała temu, który plasną tylko postanowił sprawę załatwić honorowo. 

Poszedł na tłitera i tam dał wyraz swojemu oburzeniu.

Mówiąc prostym językiem: poskarżył się tłumowi.

Więc media, które trochę nie w temacie były, ale wiedzą czym staje się Korwin Mikke, pochyliły głowę nad ofiarą zamachu, poinformowały świat o uderzeniu w twarz, prawie o mordobiciu w gmachu MSZ, wyciągnęły z rękawa posłów spragnionych kamer i uwagi, by mogli potępić niegodny czyn jakim było spoliczkowanie za doznane krzywdy. Wszyscy ci posłowie, eksperci, lokalni blogerzy zaczęli wieszczyć upadek Polski, zdziczenie obyczajów, nawoływali do bojkotu Korwin Mikke. 

Nawet Janusz Palikot nawoływał i potępiał taką chamówę..

Nawet znany bloger zachowanie Korwin Mikke skomentował na swoim tłiterze, dając wyraz oburzeniu takim słownictwem, które oburzyłoby niejednego.

Ofiara ataku została poproszona o wywiady i tam opisywała swoje przeżycia.. "Pięści mi się zacisnęły, gazu pieprzowego nosił ze sobą nie będę, nie boję się, nie ulegnę przemocy, nie zejdę do tego poziomu.."

Pitu pitu baju baju.

Korwin-Mikke sprawę uważa za zamkniętą. Dał w dziób, rachunki wyrównane. To nie czerwona zaraza, która będzie mściła się do piątego pokolenia, będzie pisała donosy, roznosiła życzliwe ulotki po zagranicznych blokowiskach by wszyscy wiedzieli- nawet ci co wiedzieć nie chcą.

Więc po co te deklaracje?

W Polsce można każdego człowieka opluć publicznie. Oczywiście na razie nie dosłownie. Opluć słowami, opluć pomówieniami. Można bezkarnie obrażać nazywając "katolicką ciotą". Można powiedziedzieć, że miejsce zmarłego jest "w rynsztoku". Otwierając polskie gazety codziennie czytam, że reprezentuję homofobów, antysemitów, złodziei, ciemnogród, brudasów, mam mentalność komunistyczną, jestem analfabetką, która idealnie pasuje do afrykańskiego buszu a nie do Europy, nie znam się na sztuce, słucham nic nie wartej muzyki..

Bo tacy według mediów są Polacy.

I to nie według mediów zachodnich tylko według opiniotwórczych polskich gazet, które są traktowane w zagranicznych placówkach jako "wiarygodne".

Nie ma żadnego sposobu na media, które bez żadnego oporu opluwają Polaków przed zagranicznymi sąsiadami. Nie ma sposobu by zamknąć usta prostakom z opiniotwórczych redakcji, bo wtedy cały świat usłyszy, że w Polsce do tych wszystkich wad, ciemnogrodu, homofobii, antysemityzmu.. dochodzi jeszcze "atak na wolność słowa".

W Polsce można wszystko. Można zrobić z człowiekiem wszystko. Bezkarnie zabić, doprowadzić do samobójstwa..

Ale nie można spoliczkować człowieka, który obraził innego człowieka..

Dziękuję za uwagę :/


Golgota, picnic, prywatność i taśmy

Mam coraz mniej czasu na komentowanie specyficznych zjawisk występujących w Polsce i roznoszących się jak kupa smrodu po Europie. Dlatego dzisiaj podejmę trzy tematy, które mnie zadziwiły i zmusiły do głębszej refleksji na piśmie.

Pierwszy to okrzyczana Wielkim Dziełem Golgota Picnic, która uczula na szokującą rzeczywistość społeczeństwa konsumpcyjnego i robi to w sposób, który pojmie tylko Oświecony: poprzez gołą doopę, trochę brudu i wplecioną w ten wszechobecny syf postać Jezusa.

Bo bez Jezusa Oświecony nie zrobi sztuki.

I w sumie nie dziwiły mnie zachwyty oświeconych intelektualistów i widzów ponieważ, w pewnym sensie, to o nich samych "czytana" jest golgotowa historia. Wszak nieoświeceni twardo trzymają się katolickiej indoktrynacji a konsumpcyjne życie jest dla nich tak abstrakcyjne jak dla mnie oświecone życie.

Ale najbardziej w temacie Golgoty Picnic zadziwiła mnie wypowiedź autora-artysty, który ostrzy szabelkę czy coś tam innego i pobrzękuje nią z nagłówków mediów:

"Żadna cenzura katolicka nie ma mocy prawnej ani demokratycznej by czegoś zakazać"

Więc pozwolę sobie nakreślić kilka słów do Rodriga i wytłumaczyć mu pewne kwestie sporne.

Dear Rodrigo :)

Demokracja to nie tylko możliwość swobodnego wyrażania poglądów, ale także prawo do krytyki tychże poglądów. Tym bardziej gdy dotyczy ona naruszania godności i szacunku osób, u których się gościnnie występuje. Jak już pisałam wczoraj: chrześcijaństwo to religia tolerancji, niestety ciągle wystawionej na próbę. Tolerancji, która każe wziąć w dłonie różańce i krytykę wyrazić modlitwą. Gdzie byłbyś teraz Rodrigo gdybyś zmodyfikował swoje "czytanie" na przykład o postać Mahometa i pojechał z nim na przykład do Iranu (dałam przykład kraju nowoczesnego). Byłaby modlitwa czy zbierałbyś swoje kawałki rozrzucone przez przyjazną bombę?

Więc wyluzuj Rodrigo z tekstami, co będzie a czego nie będzie ci mówił katolik, tylko postaraj się zrozumieć, że z pieniędzy tych katolików opłacana jest Twoja Sztuka. A oni nie płacą za to, że ktoś brudnie wykorzysta ich symbole i obgada ich w Gazecie Wyborczej.
_______

Temat drugi to wspaniałomyślność lewicowego intelektualisty, który podziękował swojej partnerce za to, że dzielnie pozwoliła mu wykorzystywać swoje zaplecze intelektualne gdy on pisał arty. Podziękował, że fajna była bo kasy za to nie brała a on dzięki niej błyszczał.

To, że lewak tak robi to nic nowego. Taka już natura lewaka, że albo skorzysta albo wykorzysta. Zawsze tak było, że gdy komuś coś się udawało przychodzili ci "nowocześnie zarabiający" i mówili "albo z nami albo nic". Komuna udawadniała to co krok a po komunie niejeden w pierdelku wylądował, albo pożegnał się z biznesem za to, że nie chciał się podzielić.

Ale najbardziej interesujące były komentarze pań z gazetki, w której lewicowy intelektualista pisuje.. otóż one murem za intelektualistą stanęły, uzasadniając, że chłopak dyskretny jest i chronił prywatność swojej partnerki..

To już wiecie teraz, że "czarna" robota to chronienie prywatności w imię miłości :)
__________

Temat trzeci to taśmy. I nie dlatego, że mnie poruszyły, ale dlatego, że po kurzu, który opadł, zobaczyłam drugie dno, o których wspomniałam na tłiterze. Reklamodawcy rezygnują z tygodnika Wprost. A dzisiaj toczy się walka nie tyle o przetrwanie właścicieli mediów (wszak wszystkie są w rękach TWA), ale o przetrwanie tytułów prasowych, a których jest na rynku prasowym za dużo.

Patrzę na inne gazety (te ważne oczywiście) a w nich roi się od reklam wszelkiej maści spółek skarbu państwa. I nie mogę się pozbyć wrażenia, że ktoś piecze dwie pieczenie na jednym ogniu.. porządkuje swój rynek, a żądnej krwi widowni serwuje NIC (poza soczystym mięsem), otoczone aurą "Strasznej Prawdy".


.

Chodzi tylko o władzę.. za wszelką cenę

Gdy przez Twitter przeszła sensacja, że znowu są “taśmy” -z moich płuc wydobył się głęboki ziew. Kolejne taśmy, nudne to już jak flaki z olejem.. albo nagrany Hofman na imprze i wielkie halo, albo pourywane zdania z jakiejś rozmowy, z której nic nie wynika, ale i tak jest wielkie halo ładnie podsycane przez media i co mniej rozumny tłum. Więc kolejne taśmy mogłyby przejść bokiem, zwłaszcza, że na topie było nie tyle co mówili podsłuchani, ale ile soczystych słów używali.

Ale nie udało się przejść obojętnie obok kooperacyjnej prowokacji medialnej, nawet będąc prawie tysiąc kilometrów od Polski. W necie pojawiło się nagranie, a potem jego “stenogramy”, które różnią się troszkę od siebie, ale to chyba nieważne. Nagrywanie panów musiało być nie lada wyczynem dla podsłuchujących, ponieważ nawet przy maksymalnej głośności chwilami zdania się cięły albo bełkotliwie łączyły. Trochę bez sensu, ale ok.

Wszak pili.

Za to słychać było głośne strzelanie sztućcami, tak jakby albo podsłuchy były w widelcach i nożach albo panowie złośliwie zagłuszali treść swoich rozmów.

Tak czy inaczej mamy aferę. Nikt nie pyta dlaczego taśmy dotarły do Tygodnika Wprost po roku, z subtelnym dopiskiem, że to co chłopaki obgadywali przy stole w lecie 2013, sprawdziło się w stu procentach jesienią czy zimą (spisek). 

Nikt nie pyta: dlaczego teraz, po wyborach? Ktoś jest zły na kogoś, za to, że wyniki wyborów nie dają mu szansy na dorwanie się do władzy? I rozpoczęła się inna droga do jej zdobycia?

Afera uderza w dwie osoby: Marka Belkę i min.Sienkiewicza. To są dwie kluczowe postacie dla stabilności państwa. Zabezpieczenie finansowe i bezpieczeństwo publiczne. Jeżeli jedno z tych ogniw podejmie złą decyzję - wali się wszystko.

Nie śledzę zbytnio poczynań ministra Sienkiewicza, słyszałam dzisiaj, że grzebie w służbach i próbuje je reorganizować. Już samo to może być dla zainteresowanych irytujące. Ale czytam dokładnie to co mówi Marek Belka, a co idzie w sporej niezgodzie z planami niektórych polityków i niektórych partii. Zwalenie Marka Belki z NBP i posadzenie tam kogoś kto nie powie: "Podoba mi się ten sposób stawiania sprawy. Bo on dotyczy Polski, a nie tylko tak zwanej gospodarki", ale publicznie oświadczy: "Tylko wspólna waluta euro uchroni nas przed wojną w Europie" jest bardzo atrakcyjne dla tych, których uwiera nadmiar nieopodatkowanej kasy.

W Europie 10 tysięcy euro nie robi takiego wrażenia jak 40 tysięcy zł w Polsce. I na pewno wiecie teraz co mam na myśli.

Marek Belka niejednokrotnie powtarzał, że Polska nie jest gotowa do przyjęcia euro. Z prostego powodu: jesteśmy atrakcyjni ze względu na taniznę, a nie dlatego, że jesteśmy silni gospodarczo. Tylko w aspekcie taniej siły roboczej jesteśmy konkurencją. 

Nie będę się rozpisywać nad ciągiem dalszym konkurencyjności polskiej gospodarki, ani nad skutkami społecznymi przyjęcia euro. Macie swój rozum i możecie pewne skutki przewidzieć.

Powiem tylko, że dzisiejszy 7 Dzień Tygodnia utwierdził mnie w przekonaniu, że są w Polsce siły, które podobnie jak na Ukrainie, nie znają pojęcia Ojczyzna, Naród, Odpowiedzialność. Znają tylko pojęcie Mój Biznes, Moja Kasa, Moja doopa.. i zrobią wszystko by o to walczyć. Kosztem całego kraju i jego obywateli. Kosztem cudzego życia. Kosztem przyszłości Polaków.

Ta walka będzie trwała do następnych wyborów, przez najbliższy rok. I będzie to walka o władzę w najgorszym tego słowa znaczeniu. Wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały, że niektórzy szans na rządzenie nie mają. Przynajmniej z Woli Narodu.

Więc może uda się inaczej?

Bądźcie czujni rodacy, ponieważ teraz jest już o krok.. może dwa, od rozpierduchy, podobnej do ukraińskiej. I nie zapominajcie słynnych i prawdziwych słów Urbana: “Rząd zawsze się wyżywi”.

I nieważne jaki to będzie rząd.

.

Marysia

Gdy media zadrżały w oburzeniu bo jakaś Marysia szczeknęła do premiera, zignorowałam newsa. 

Gdy na czołówkach trwały tytuły, że Marysia nazwała premiera zdrajcą, pomyślałam: “zadziorna smarkata” i temat porzuciłam.

Gdy w czasie kolejnego porannego przeglądu prasy trafiłam na sensacyjny nagłówek w natemat i dowiedziałam się, że redaktorzy tego oświeconego portalu kropnęli się do jej szkoły by popytać jej kolegów i koleżanki  ”Co Z Tą Marysią?”, pomyślałam, że ktoś ma pod kopułą nieźle zakopcone.

Ale gdy redaktorzy szpiedzy pokazali zrzuty z jakiegoś portalu, na którym ktoś kogoś pyta a ktoś odpowiada i z wypiekami między literkami poinformowali nas, że była tam też Marysia, przyjrzałam się sprawie bliżej.

Mój Boże.. czegóż ja nie znalazłam.. że niekulturalna, że jak można, że wprawdzie wszystko można, ale tego nie można, że dlaczego bohaterkę z niej robią, że jak to tak? Przeca to wstyd taką pannicę hołubić i pod niebiosa wychwalać..

Redaktorzy co bardziej oświeceni i znani ze swojej klasy i kultury wypowiedzi, elaboraty na możliwości Twittera i Facebooka pisali. Oburzeni na upadek moralny naszej młodzieży, na zanik wartości, upadającą polską edukację.. itp itd

Co innego pewnie by było, gdyby Marysia szczeknęła do Kaczyńskiego.. pewnie już w oświeconych mediach wystąpiliby eksperci zastanawiąjąc się skąd ten uroczy bunt w naszej młodzieży, że transformacja to piękna rzecz bo przyniosła wolność słowa, a dziecia nasze mądre są bo tak idealnie wyczuwają, że Kaczyński jest be. I są odważne jak kiedyś opozycja..

Ale trafiło na Premiera a nie Prezesa.

Po zapoznaniu się z wiedzą, po uzupełnieniu jej o nowe sensacje z publicystyki Marysi, zwłaszcza tej ostatniej wykopanej z forum, poczekałam na 7DzieńTygodnia by się upewnić, że coś jest nie tak.. ale nie z Marysią, tylko z politykami i mediami.

Ja też kiedyś miałam 17 lat. To było w czasie dramatycznych wstrząsów w naszej Ojczyźnie, gdy strajk gonił strajk, a potem ZOMO goniło strajkujących. Co wtedy mówiliśmy o władzy nie powtórzę bo z zasady nie klnę w internecie. Oczywiście nie mówiliśmy tego czerwonej zarazie prosto w oczy z dwóch powodów:

1. Władza trzymała się wprawdzie blisko, ale koryta - nie ludzi
2. Przed tego rodzaju odwagą należało najpierw pożegnać się z rodziną, na długie lata albo na zawsze.

Ale możemy domyślać się, że władza wiedziała co myśli o niej Naród, dlatego pałki i karabiny szły w ruch.

Dzisiaj doczekaliśmy czegoś innego. Zabić smarkaty nie można ale zaszczuć już tak. A że niektóre media w szczuciu mają praktykę więc czują się jak ryba w wodzie. Kto ma Twittera zna moje zdanie na temat hejtu na dziewczynie, dlatego teraz wypowiem się o ostatniej wypowiedzi Marysi, która nie wiedzieć czemu zwaliła na kolana polityków z lewej, środka i trochę nieśmiało, ale na wszelki wypadek, także z prawej.

Marysia napisała: “Żydzi sami siebie ładowali w obozach do pieców”.

I wybuchła histeria. Nie wiem dlaczego. Marysia stwierdziła fakt znany z historii, pokazujący też bestialstwo Niemców. W obozie był jeden prosty wybór, zwłaszcza dla Żydów: nosisz do pieca albo jesteś w piecu. 
Może rwać włosy nad wypowiedzią smarkatki, ktoś kto z historią był na bakier, ktoś kto nie zna bardziej bolesnych realiów IIwś i życia w obozach koncentracyjnych, ktoś kto tylko chce zabłysnąć swoją fałszywą empatią dla ofiar, w mediach.

Dziwicie się Marysi, która jeszcze się uczy?

A nie dziwicie się Oświecona Inteligencjo, gdy w latach 60tych, wykształcona i wyedukowana czerwona elita, wpatrzona w Gomułkę, wierzyła, że Żydzi są zagrożeniem dla bezpieczeństwa kraju i razem z gomułkowskimi szpiclami wyrzucała ich z kraju?

Nie dziwi Was jak ta czerwona, niedouczona elita szybciutko dostała prestiżowe posady na uczelniach po wyrzuconych żydowskich naukowacach? Jak szybko przybyło nam doktorów, docentów czy profesorów po marcu?

I już wiecie o czym teraz piszę. Przecież to Wasze Matki i Wasi Ojcowie awansowali wtedy..

Więc dajcie sobie spokój z hejtowaniem dziewczyny za to, że ma wiedzę, a sami puknijcie się w Wasze oświecone puste balony.

I uderzcie w pierś. I teraz też wiecie o czym piszę :)


.

Człowiek Dialogu?

O zmarłych mówi się dobrze albo wcale. I postaram się być wierna tej zasadzie reagując tylko na to, co mówią media i politycy lewej strony o zmarłym generale. Od pewnego czasu mamy do czynienia z naginaniem historii najnowszej i powolnych, ale systematycznych próbach zaszczepienia w umysłach Polaków informacji, że rok '89 to zasługa komunistów. Mogę zrozumieć, że stare dziadki chcą idealizować swoje polityczne życie, bo czas stanięcia oko w oko z sumieniem nadchodzi powoli i także nieuchronnie, ale ja muszę tą świętość przyciemnić.

Przed chwilą przeczytałam, że gen.Jaruzelski był człowiekiem dialogu. Na korzyść tej tezy ma przemawiać fakt, że w '89 nikogo nie odstrzelono, krew nie lała się po ulicach, a uzbrojone bandy zomowców nie tłukły pałami przypadkowych ludzi na ulicach.

I my mamy się cieszyć z tego i dziękować czerwonym za dar łaski.

Trochę inaczej to wyglądało, niezależnie od tego czy opozycja antykomunistyczna o tym wiedziała czy nie. Już w latach 80-tych czerwoni szykował się do życia w kapitalizmie zabezpieczając się finansowo, tworząc spółki, które umożliwiały im mocne wejście w nowy system. I bynajmniej nie był zakup leżaków pod handel uliczny.

Sypał się dzięki Gorbaczowowi ZSRR. Polacy niezłomne szarpali się na ulicach z czerwoną zarazą, a czerwona zaraza bez syberyjskiego misia była tak mocna jak ja wobec Apartheidu w RPA. Mogła się tylko cichcem szykować do oddania władzy tak, by zamydlić oczy Polakom.

I to miał być ten dialog. Polegający na tym, że może i premier był Nasz, ale Prezydent Ich. A mamy teraz wiedzę z późniejszych doświadczeń, że prezydent może zawetować wszystko. Bo wtedy czerwoni mieli dorabiać się majątków a Polacy mieli zapychać leżaki jedzeniem i tureckim ciuchami. 

Czerwone towarzystwo rozsiadło się w pierwszych latach nowego systemu w radach nadzorczych banków i tak precyzowało przepisy, że bank dając kredyt zastrzegał sobie, że w każdej chwili może zażądać w całości jego zwrotu. Ilu rolników przejechało się na tej klauzuli zostając bez maszyn, bez pieniędzy i bez jakiejkolwiek perspektywy na dalsze życie -wiedzą tylko ci, którzy pamiętają tamte czasy. Komornicy z błogosławieństwem prawa zajmowali nowiutkie maszyny i za bezcen opychali "chętnym" do ich "kupna". I nie miało znaczenia, że rolnik w terminie spłacał kredyt, jeden nawet spłacał przed terminem, ale bank zawsze wskazywał na klauzulę, że "ma takie prawo".

To tylko jeden z wielu przykładów jakie skutki niósł tamten dialog. To, że czerwona zaraza w '89 nie pozabijała ludzi, nie znaczy wcale, że w jakimkolwiek momencie miała wobec Polaków dobre intencje. Ona się tylko umiejętnie osadzała, by pod szyldem swojej wspaniałomyślności, nowego systemu, w dalszym ciągu okradać Polaków i pastwić się nad nimi.

Głosząc wszem i wobec, że przecież komuna się skończyła.

Gdybyśmy wtedy mieli taką wiedzę jak dzisiaj, na pewno inaczej wyglądałby Okrągły Stół. Ale w '89, możecie mi wierzyć albo nie, żywa była pamięć stanu wojennego i tego co komuna robiła wtedy z ludzi i z ludźmi.

I każdy pamiętał, że to oni trzymają broń.

Oni -nie My.

A kiedy przyjdą podpalić i Twój dom..

Im dłużej jestem z dala od Polski, tym mniej mam ochotę na komentowanie na blogu paradoksów ojczyźnianego życia politycznego. Został jeszcze Twitter gdzie wywalam swoje żale na temat poziomu debaty w kraju.
Z zażenowaniem czytam doniesienia polskich mediów, które natrętnie, bez żadnego wstydu manipulują faktami. Mało tego -naginają je przekraczając wszystkie możliwe granice przyzwoitości. Tak jakby redaktorzy newsów byli na 100% przekonani, że żaden ich czytelnik nie ma możliwości skonfrontowania newsów i opinii. Tak jakby byli na 100% przekonani, że powołanie się na zaprzyjaźnionego anglojęzycznego Polaka, który pisze na zagranicznej blogosferze, jest wystarczające by uwiarygodnić ich przekazy.

Ale nie jest, a ostatnio nawet najwięksi zwolennicy opiniotwórczych mediów, zaczynają przecierać oczy ze zdziwienia gdy czytają newsy z Ukrainy, a dokładnie z jatki jaką urządza euromajdanowa dzicz, w imię demokracji.

Nie będę rozpisywać się o bestialstwie nowego rządu na Ukrainie, ponieważ spalenie żywcem ludzi, także dziadków koczujących na placu i kobiet, jest przykładem tego co wniesie Ukraina do Wspólnoty Europejskiej. Oczywiście jeżeli Wspólnota podejmie ryzyko przyjęcia takiego potwora.

Zajmę się całym cyrkiem jakie urządziły sobie na Ukrainie “dwa zaprzyjaźnione” mocarstwa, próbując za wszelką cenę przycisnąć Europę do muru -stawiając ją w sytuacji bez wyjścia. I niestety, ku mojej irytacji, Polska bierze w tym aktywny udział.

Kilka tygodni temu, w Kijowie, pod zmienionym nazwiskiem i w tajemnicy, pojawił się szef CIA. Szef osobno spotkał się i z przedstawicielami rządu i z sił obrony Ukrainy. Od tego czasu nie jest już tajemnicą, że za nagłym przypływem waleczności i agresji pierdołowatego rządu Ukrainy, stoją przedstawiciele zachodnich służb. Rozgrywa się tam klasyczna ustawka przerabiana już w Syrii, Afryce, Wenezueli i wielu krajach, które po demokratycznych zrywach skończyły na dnie, destabilizując cały region.

Moglibyśmy mieć mieć głęboko w de.. to co się dzieje na Ukrainie. To nie nasza broszka mimo codziennego przekonywania nas w mediach, że będzie to nasza wojna. Ukraina sama sobie zgotowała piekło, leząc jak cielaki za Kliczko na Majdan i dając się wystrzelać jak kaczki. 

Problem z Ukrainą polega na tym, że nie mając nic, próbuje teraz pokazać siłą swoją władzę, przyjmując z radością możliwość bycia europejskim członem CIA i rozpętując terror w kraju, za pomocą zawsze gotowego do urządzenia piekła, kibolstwa.

Rosjanie wczoraj powiedzieli, że nie mają kontroli nad swoimi rodakami na Ukrainie. Niezależnie od tego czy pomagali im czy nie, po upieczeniu ludzi żywcem w Odessie, nie ma mowy już o jakiejkolwiek kontroli, a w grę wchodzi tylko i wyłącznie odwet na Ukraińcach. Niewątpliwie służby -także ukraińskie - mogą być z siebie dumne. Właśnie zaczynają się Bałkany bis i na nic się zda ryk, że Unia Europejska powinna “coś zrobić”.

A właśnie..

Obama, który ostatnie miesiące spędzał na zastanawianiu się “bombardować/nie bombardować Syrię”, to od czasu gdy ich agent gości w Rosji, ma jeden problem: Jak zmusić Europę do sankcji wobec Rosji, którymi sam nie za bardzo może szarżować? Jak przekonać Europę by wsadziła sobie w de.. wartości, odpowiedzialność za kraje wspólnoty i powiedziała, że wali ją gaz z Gazpromu, a chętnie kupi “tani” gaz od USA?

Europa nie jest skłonna do drastycznych kroków z wielu powodów. Raz -że związana jest kontraktami. Dwa -że ma rozpoczęte inwestycje z Rosjanami. Trzy -że Rosjanie to poważny partner handlowy Europy. Cztery -jest tuż za rogiem (cokolwiek to nie oznacza).

W przeciwieństwie do Ameryki będącej daleko za Oceanem. 

Ale jest jeszcze jeden powód, o którym Europa może wie, ale jeżeli nie wie, to ja jej podpowiem.

Ameryka jest bankrutem. Oficjalnie uniknęła tego dzięki manipulacji prezydenta Obamy przy Konstytucji i “przekonaniu” Kongresu, że manipulacja jest cacy. Ale widmo klapy wciąż przed nią jest. I to, że dzisiaj oferuje Europie tani gaz, wcale nie oznacza, że będzie on tani za rok czy dwa. To jest ostatnia kadencja Obamy, nie wiadomo kogo przyniosą wybory i czy podobnie jak kilka lat temu, partnerzy z USA nie powiedzą Europie, że “sorry, ale u nas kryzys z kasą” i nie pogrążą jej w zapaści, podnosząc ceny. Jeszcze niedawno media amerykańskie rozpisywały się o tym, że już za chwilę, już za dwie, USA będzie potęgą gazową świata. 

Co się stanie gdy wypięta na gaz rosyjski Europa, zostanie przyparta do muru cenami gazu z USA? Nie trzeba być prorokiem żeby to przewidzieć. Rozsypie się cała Unia a my wrócimy do starego podziału z 45roku gdy USA chętnie udzielało kredytów Europie, budując swoją potęgę, a Rosja robiła to, co robiła, z blokiem socjalistycznym.

Europa coraz bardziej sceptycznie podchodzi do wydarzeń na Ukrainie. Szkoda tylko, że Polska tak bardzo optuje za rozwiązaniami USA. Szkoda, że w naszych mediach słychać tylko polityków, którzy oczekują od Europy prawie zbombardowania Ukrainy. Szkoda, że nie ma w nich cienia odpowiedzialności za Polskę. Szkoda, że w mediach wiszą opinie żony ministra, że czas kupić gaz z Ameryki. Szkoda, że Sierakowski nazywa polityków europejskich "pożytecznymi idiotami", za to, że nie nakładają na Rosję sankcji oczekiwanych przez USA. 

Tak jakby media, politycy, doradcy, socjolodzy i cała reszta, dostali nakaz "lobbowania" za naciskami USA ws Ukrainy, przed politykami UE.

W zasadzie nie wiem czy Polska jest w sojuszu z UE czy przede wszystkim z USA.. 
Wiem tylko tyle, że Poroszenko zostanie prezydentem Ukrainy niezależnie od tego czy wybory będą dla jednych uczciwe czy nie. Bo on ma być prezydentem, ma intratny kontrakt od Rosjan i ciemny lud za sobą, który zwalił prezydenta Janukowycza i bez mrugnięcia powieką przyjął do wiadomości, że oligarchowie od obalonego Janukowycza, teraz pokochali władze z Euromajdanu. 

Więc uczmy się na błędach Ukrainy, bo być może przyjdzie ktoś do nas i będzie chciał podpalić nasz dom.. Oczywiście dla dobra nas wszystkich :/


.

Dokąd dryfujesz Platformo..

Żadnemu chyba politykowi nie jest obojętny los dzieci, a tym bardziej los dzieci niepełnosprawnych. Ich troska o nie przejawia się w codziennych wystąpieniach w Sejmie i proszeniu/żądaniu od premiera, by dołożył trochę grosza potrzebującym matkom i ojcom, wraz z zapewnieniami, że posłowie solidarnie wesprą rząd w polepszaniu bytu najsłabszych jednostek. Bo kłótnie kłótniami, ale dobro Polaków jest najważniejsze..

Zaraz.. zaraz.. co ja za bzdury wypisuję?

Aaa.. pomyliły mi się kraje. Wszak teraz przebywam w Niemczech.

Jak jest w Polsce?

Pokazał to niedzielny 7 Dzień Tygodnia. Mogłam obejrzeć wybrańców narodu, którzy jedząc sałatkę i oblizując się po wchłonięciu kolejnego plasterka szyneczki, powtarzali bez końca: musimy, powinniśmy, należy zrobić, wskazane jest by, warto by, trzeba by, wypada by.. rząd coś zrobił.

Rezolutna prowadząca program, rzuciła kilka pomysłów: KRUS może by tak, a może partyjki przestać wspierać pieniędzmi z budżetu? Sam KRUS to kilka miliardów przecież, nieporównywalnie więcej niż próbują wybłagać matki śpiące na podłodze w Sejmie..

Larum się podniosło niebywałe, bo jak to tak.. z własnej kieszeni wydać kasę a to rząd powinien dać-znaleźć-przesunąć skądś, a nie jeszcze utrudniać życie posłom, którzy po nocach nie śpią martwiąc się biedą Polaków, latają po całym świecie by znaleźć rozwiązania polskich problemów. Popytać w Afryce, na Krymie, czasem w Azji co zrobić by Polakom żyło się lepiej..

I na tym debata o sytuacji niepełnosprawnych dzieci się zakończyła. Posłowie przeszli do konsumpcji sałatki i szynki dyskutując o wolnej Ukrainie i złym Putinie.

Bo to są kluczowe problemy Polski.

Obejrzałam pełną relację ze spotkania premiera z protestującymi. I pierwszą i drugą -w sumie prawie trzy godziny tego o czym premier być może zapomniał, o czym premier być może nie ma czasu myśleć, albo myśleć nie może. Trzy godziny historii życia zwykłych ludzi, którzy pozbawieni pomocy państwa zdani są sami na siebie. Którzy wylatują z niepełnosprawnymi dziećmi na bruk, bo nie płacą czynszu. Którzy noszą niepełnosprawne dzieci na plecach, na któreś piętro. Którzy proszą darczyńców o pomoc finansową, ponieważ rehabilitacja ich pociech jest nienormalnie droga. A dzieci niepełnosprawne, by nie zamieniły się w warzywo, muszą być non stop rehabilitowane. 

Historie, który zna każdy z nas, o ile interesuje się czymś więcej niż tylko czubkiem własnego nosa. Historie te znają również politycy, dlatego systematycznie, przed wyborami swoje kroki kierują prosto do wykluczonych, poszkodowany, biednych. I wyciągają ich (łasząc obietnicami) do Sejmu by protestowali, torując im automatycznie drogę jeżeli nie do władzy, to przynajmniej do parlamentarnego wynagrodzenia. 

Jaki mają stosunek do tych, na plecach których walczą o swoje wynagrodzenie, głośno powiedział (za zamkniętymi drzwiami) Palikot. I nie powiedział nic, o czym nie wiemy. Powiedział głośno, że szansa na zrobienie kariery i błyśnięcia przed elektoratem została przez jego ludzi zmarnowana. Oczywiście taki pogląd prezentuje każda opozycja, tylko nie każda daje się tak prostacko złapać. Gdybyście słyszeli jakie słowa padają pod adresem kobiet wyzwolonych, czy kochających inaczej z ust ludzi walczących o Oświecenie Polski, złapalibyście się za głowy.

Ale nie będę pisać o hipokryzji polityków, tym bardziej polityków opozycji, którzy chętnie by rozdawali, ale cudze czyli to co zostaje z podatków, po odjęciu ulg dla posłów i ich osobistych, uprzywilejowanych grup.

Napiszę to o czym myślałam patrząc na premiera siedzącego wśród rozemocjowanych matek. Napiszę, że padło jedno ważne zdanie: Przecież Pana partia może nie wygrać wyborów.

Nie wiem czy Platforma zastanawia się nad tym, co serwuje swojemu elektoratowi. Wrażenia są takie, że PO tak pewna jest  wierności swoich, że postanowiła zaspakajać potrzeby grup, z którym jej elektoratowi kompletnie nie po drodze. Że troszczy się o cudzy elektorat, którego największą wartością nie jest wyrównywanie szans Polaków, tylko żerowanie na najsłabszej części społeczeństwa, by napełnić własną kieszeń.

Nie ma państwa idealnego, w którym wszyscy są bogaci. Ale nie ma w Europie państwa, które trzymałoby obywateli przez kilka lat w biedzie, tylko po to by przed wyborami coś tej biedzie obiecać. Takimi metodami kierowało się tylko lewactwo w terenie, takie sposoby zdobywania władzy są charakterystyczne dla czerwonej zarazy, która swego czasu trawiła tylko SLD. Teraz stała się chorobą Platformy Obywatelskiej.

Od połowy 2012roku obserwujemy jak skutkuje oberwanie jaj jedynej partii, która mogła coś zmienić. Obserwujemy poddanie się, dryfowanie, Wielką Improwizację Rządzenia i Walkę O Przetrwanie. Widzimy jak czerwona zaraza przejmuje kolejno każdą dziedzinę polityki. Jak ludzie zajmujący ważne stanowiska w państwie spacerują po mediach zapowiadając, że po kogoś pójdą,  albo, że może będzie wojna, albo, że może jej nie będzie, albo, że Putin ma kompleksy, albo..

Co Polaków obchodzi nacjonalistyczna Ukraina, czy wypowiedzi kobiety, która siedziała za korupcję a teraz chętnie odstrzeliłaby czapkę Putinowi? Co Polaków obchodzą finanse Ukrainy, skoro rząd ich informuje, że by dać jednej grupie obywateli musi zabrać innej (nie dot.posłów)?

Dlaczego ten rząd udziela pożyczek nie mając pieniędzy dla swoich? Dlaczego zabiera biednym a daje bogatym grupom? Wszak minister Arłukowicz zapowiedział, że będzie ekstra premiował lekarzy, którzy dobrze zdiagnozują chorobę..
Czy ja dobrze słyszałam, że grupa zawodowa, która ma najwięcej pijanych w pracy, największy burdel w papierach, robi boki wraz z prywatnymi placówkami, dostanie dodatkowe wynagrodzenie za to, że uprzejmie zdiagnozuje chorobę pacjenta? To za co dostają co miesiąc?

Można tak wyliczać i wyliczać.

Premier powiedział, że chce zrobić tak by inne grupy nie wyciągnęły ręki po pieniądze. Tutaj ma rację, ale niestety, ten rząd pokazał, że Uległość to jego drugie imię. Tylko, że jednym ulega bez szemrania w ciszy swoich gabinetów, a drugim musi ulec w świetle kamer i ku uciesze opozycji, która nikomu za swoich rządów nie polepszyła, za to już gotowa jest zbierać bezdomnych by protestowali w Sejmie.

Do wyborów pozostało mało czasu i jeżeli Platforma nie pójdzie po rozum do głowy, to obudzi się z ręką w nocniku. I zrozumie, że sondaże, w których raz jest przed, raz za PiS są tak samo wirtualne jak jej poparcie w społeczeństwie.

Mówię to ja- wyborca PO.




.

Sama sobie zgotowałaś Ukraino ten los..

Prawie dwa miesiące minęły od czasu, gdy napisałam art Ukraina. Pisałam tam rzeczy tak nieprawdopodobne, że straciłam nawet z tego powodu kilkunastu folowersów na Twitterze. Czas jednak pokazał, że rewolta ukraińska była przewidywalna jak zachowanie dzieci w piaskownicy i mój nieprawdopodobny scenariusz spełnił się. Lała się krew, pod protesty podpięli się ludzie, którzy fetując zwycięstwo rewolucji, odnowy, zmiany na lepsze, nowej jakości (nazwijcie sobie jak chcecie) na Ukrainie, zaznaczyli, że wielu z tych, którzy świętują sukces nie było na barykadach O_o 

Bohaterowie afer korupcyjnych doczekali wolności, Tymoszenko urządziła szoł, całkiem zrozumiały ponieważ wyszła z więzienia, którego jednak nie udało się sprzedać. I tak głośno jak weszła na scenę by przemawiać do ludu, tak cichutko ją ściągnięto w czasie pozorowanych akcji z mdlejącymi wojownikami.

Lud w nagrodę za wsparcie mógł pooglądać dom Janukowycza, pograć w golfa na jego trawie, obejrzeć kolekcję obrazów, wśród których był nawet Picasso. Media obiegły wstrząsające zdjęcia bogactwa prezydenta, które potem okazały się zlepkiem zdjęć z wielu oligarchicznych bogactw wielu oligarchich domostw.

Tymczasem Putin kuł żelazo póki gorące i korzystając z tego, że wschodnia Ukraina murem stała za Janukowyczem i prosi o pomoc, wziął sobie Krym.

Tak w największym skrócie :)

Towarzyszło temu larum na świecie, Australia i Kanada się obraziły za Ukrainę na Ruskich, w Polsce wybiegła masa przegranych polityków, ekspertów z antropolożami i psycholożkami włącznie i zaczęła dywagować jak to Putin się strasznie boi i ma kompleksy.

I bez koszuli ryby łowi.

Prawie jak Mussolini.

Referendum na Krymie pokazało nie to, że pytania były źle postawione, ale to, że frekwencja przy urnach może gdzieś osiągnąć 80%. Oczywiście były miasta, w których głosowało więcej niż mieszkało, ale gdyby w Polsce choć raz w życiu była taka frekwencja, mielibyśmy podobne widzialne zjawiska. Przyjezdni są wszędzie.

Nowy rząd Ukrainy na początek zażądał od Polski kasy w kwocie miliarda euro. Dla równowagi od USA też. Ale jak znam politykę Ameryki, to ona da doradców za miliard a my, za swój, zapłacimy za wynagrodzenie tych doradców. 

Nowy rząd Ukrainy zobaczył, że kasa pusta więc nazwał oligarchów tymi, którzy wyzyskiwali Ukrainę. Cicho i niezauważenie przeszła jednak nominacja na nowego szefa Narodowego Banku Ukrainy.

Pewnie by nie denerwować Narodu.

Głośniej przeszło wsparcie i poparcie oligarchów ukraińskich dla nowego rządu, nowej jakości polityki, odnowy moralnej (wybierzcie co chcecie) i masowe przechodzenie ich  na stronę Rewolucji. Ci sami oligarchowie, którzy jak pijawki wyzyskiwali podobno Ukrainę..
  
A w tle Wielki Świat. Brzęczenie szabelkami. Memy obrazujące relacje Rosji i USA.. Szoł dla mas by wyżyły się.. choć może bardziej w Polsce niż gdziekolwiek indziej.

Nie będę powtarzać swoich opinii z Twittera. Przypomnę tylko, że kilka miesięcy temu Kerry posadził Obamę na syryjską minę. Facet kilka dni i nocy wrzeszczał, że USA powinny wesprzeć rebelię syryjską, która w walce o “możliwość walki”, którą traktuje jak sposób na spędzenie czasu, wystawia jako cel własne dzieci.
Świat widział zdjęcia zmasakrowanych ciał, a każdy normalny człowiek gdy zobaczy krzywdę dziecka ma w sobie wielką chęć odwetu na ich katach. Do Kerrego nie docierały informacje, że rebelia syryjska współpracuje z AlKaidą.

On chciał wojny, a Obama myślał jak z tego g.. wyjść. 

Wyciągnął go Putin. I pewnie nie za darmo. Pisałam wtedy, że coś zostało poświęcone. Myślałam, że państwa nadbałtyckie zostaną złożone w ofierze, kiedyś należące do ZSRR. Ale padło na Ukrainę. Rękami samych Ukraińców, którzy wyhuśtani przez własnych polityków doprowadzili do strat terytorialnych.

Gdybyście mieli złudzenia co do postawy Świata wystarczy poczytać listę rozjechanych sankcjami polityków Dumy i Krymu. Poniżej jeden zrzut, który pokazuje wystarczającą ilość "przewinień" jednej kobiety, by doczekać sankcji za Krym :)


Na pewno wiecie, że oligarchowie na Ukrainie mają się dobrze.

Dzisiaj już wiemy, że po hukach i strzałach medialnych, sprawa Krymu zostaje wyciszona. Sprawa Ukrainy zaczyna robić zwrot. Amerykańska gazeta już pisze, że Ukraina to problem sam w sobie.. wysyp nacjonalistów i podejrzana demagogia. Dzisiaj gazeta amerykańska pisze, że Obama powinien się zastanowić co robi, bo sankcjami uwiarygadnia faszystów ze Swobody. Jutro inne media skomentują art z LATimes, dołożą swoje zdanie, a pod koniec tygodnia cała Ameryka będzie się zastanawiać czy Obama powinien..

Znacie te numery. Przerabialiśmy je niedawno gdy publicyści jednej gazety pisali po angielsku arty na blogach w zachodnich gazetach, a potem ta gazeta cytowała ich arty jako opinie światowych mediów.

Możemy wyciągnąć tylko jeden wniosek z Ukrainy. My Polacy, tak podatni na manipulacje. Nie dać się prowokować przypadkowym politykom, którzy są na czele pochodu min. tylko dlatego, że komuś sprali gębę na ringu. 

A Ukraina?

Kilka dni temu Jaceniuk powiedział, że nie pomoże potrzebującym, ale będzie się zbroił. Ukraina prosiła o pomoc NATO. NATO odmówiło (wiedza sprzed kilku dni) wysłania swoich sił, ale nie wiemy czy właśnie nie upycha Ukrainie swoich samolotów i broni.

Gdyby tak było, to wkrótce zobaczycie jak działa mechanizm prowokacji wojennych, które towarzyszą wielu biednym krajom. Jedni mają broń drudzy, drudzy o nią proszą w imię walki o wolność.  I tak może zacząć się na Ukrainie wieloletnie piekło, na wzór tego co dzieje się w Syrii. Wszyscy na wojnie zarabiają a Syria traci wszystko i traci to co najważniejsze. 

Dzieci.

Dziękuję za uwagę.


.

Ukraina

Bokser przysposobiony jest do walki. Wszelkimi możliwymi technikami uczony jest wygrywania, nieliczenia się z przeciwnikiem. Krew na ringu musi się lać, przeciwnik musi leżeć na deskach. Przytomny czy też nie – to już nieważne.

Boks ma swoich przeciwników i zwolenników. Są ludzie, którzy uwielbiają patrzeć gdy inni ludzie biją się po twarzach. I dzięki takim ludziom ten sport istnieje. I z budki spod piwem przeniósł się na salony.

Żyjemy w świecie, w którym najprymitywniejsza forma rywalizacji może być początkiem kariery. W przypadku boksu, zamknie się na ringu i nie ma znaczenia dla życia tych, którzy go nie lubią. Gorzej gdy zaczyna decydować o ich przyszłości.

Taką mamy sytuację na Ukrainie.

Niektórzy tak obsesyjnie potrzebują błysku fleszów, że stają się marionetką w rękach innych. Na taką drogę wszedł Kliczko. Nie ma pojęcia o polityce, ale ma znaną twarz. Ci, którzy opłacają jego karierę nie są znani szerszej publiczności, ale wystarczająco się dorobili po upadku ZSRR, by spokojnie pociągać za sznurki. Oczywiście nie dorobili się ciężką pracą, sprytem, ryzykiem.. to nie są żadne przykłady amerykańskiego snu o potędze.

To system powiązań, sieci, zobowiązań, który umożliwia zarabianie pieniędzy.

System, który zagwarantowała nowym bogaczom Rosja. Ale to też system powiązań, z którego wyjść się nie da ot tak, po prostu. Rosja dała i w każdej chwili może fortunę zabrać. Wystarczy, że zerwie jakikolwiek kontrakt.

Co wtedy zrobią ludzie, którzy żyją z takich kontraktów? Gdy zniknie źródło gwarantujące stałe zyski?

Jest na to sposób. Taką deską ratunku jest Unia Europejska, a dokładnie dotacje, które daje. Dotacje, które pozwolą oderwać się od powiązań ze Wschodem. Oderwać się nie Ukrainie, tylko tym, którzy wspierając opozycję walczą o przetrwanie swoich biznesów.

I o to idzie walka. O przetrwanie ich fortun, które zasilone euro będą mogły spokojnie odcinać się od starych zobowiązań.

Janukowycz nie przyjął warunków EU, eksperci w Polsce wyliczyli ile Unia może Ukrainie ofiarować a ile Ukraina potrzebuje. Przy obecnym stanie gospodarki jest to skórka za wyprawkę. Ale nikt tych danych nie pokazuje Ukraińcom, stojącym kolejny miesiąc na mrozie. Wmawia się im tylko, że cała Europa się z nimi solidaryzuje, że na zachodnich lotniskach Ukraińcy mogą przechodzić na znak solidarności przez bramki dla obywateli EU, że barwy Ukrainy luminują na budynkach rządowych europejskich stolic..

Nic z tego nie jest prawdą, ale tak się motywuje ludzi do stania. Do protestów. Do walki i obalenia Janukowycza. Tak się ich nakręca by swoim poświęceniem torowali drogę do władzy tym, którzy z cygarami w rękach oglądają transmisje z ulicznych bitew w swoich apartamentach  i mają jedyny dylemat: być albo nie być.

Sytuacja na Ukrainie jest już przesądzona. Nie po to bojówki z kijami bejsbolowymi, młotkami i łańcuchami wyszły na ulicę by walczyć o Unię Europejską. Nie wyszła aksamitna rewolucja, wyjdzie może rewolta. Ludzie zginą, może ktoś się spali na znak protestu..

Ofiary muszą być ponieważ to także “być albo nie być” Kliczko. Ludzie muszą być rozjechani, staranowani, muszą paść na kolana i zalać się krwią, muszą być znokautowani. W przeciwnym razie Kliczko zejdzie z tego ringu jako przegrany. Tylko przemoc na ulicy, tylko śmierć ludzi pozwoli mu z tej przegranej wyjść z twarzą.

Zostać bohaterem rewolucji stłumionej przez reżim.

Albo..

Będzie walczył do końca. Do końca życia jednej Ukrainy.
.
Bo czyż nie straszył Janukowycza, że zgotuje mu los Kadafiego?

A jak skończył Kadafi i jego bogata Libia?



.

Resortowe dzieci

Ta książka już dawno była zapowiadana, choć pewnie nikt nie traktował tych zapowiedzi poważnie. Gdy pierwszy raz usłyszałam o tym, że powstaje - media zajęte były nagonką na kościół, na Kaczyńskiego, na wszystko ze strony prawej co można było obśmiać i zrzucić na polski prymitywizm. Feministki wykrzykiwały codziennie szumne hasła, a przez Polskę przetaczała się fala oburzenia, że w Kościele są TYLKO pedofile. Ksiądz Lemański przeżywał szczyt kariery medialnej a na tronie w Watykanie zasiadł człowiek, który zgodnie z zapowiedziami polskich mediów, miał zdelegalizować polski kościół.

Zapowiadana książka o dzieciach nomenklatury na nikim nie robiła wrażenia. Ot takie prawicowe brzęczenie szabelką.

Minął prawie rok. Media podupadają, spada im nakład sprzedaży. Dziennikarze tak ambitnie wznoszący hasła oświecenia tracą widzów, słuchaczy, czytelników. Papież nie zdelegalizował kościoła, za to dał pstryczka Lemańskiemu. Okazało się,  że Kościół przetrwał kilkumiesięczną nagonkę, Kaczyński przeżył grillowanie, feministki się skompromitowały a dyżurni, antyklerykalni teolodzy zniknęli z mediów.
  
Dziennikarze zostali sami z wymyślanymi newsami, których już nawet nie cytują polskojęzyczni Polacy piszący po angielsku na angielskojęzycznych portalach. I na dodatek pojawiła się książka wcześniej lekceważona, a teraz mielona przez redaktorów, jako przykład bezpardonowej agresji na środowisko dziennikarskie.

Ponieważ fali zainteresowania pozycją Resortowe Dzieci nie można zatrzymać, przerabiamy obecnie w mediach temat: "Czy to, że czyjś stary był w PZPR świadczy o tym, że jego dziecko jest be". I oczywiście padają przykłady innych osób "których rodzice byli.." albo "oni sami byli.." i dlaczego nie ma ich w knidze?

Pytania są głupie, ale mają swój cel: podważyć sens całej publikacji. Sprowadzić temat do banalnego "Czy był/a dzieckiem PZPR-owca?" zamiast "Czy jest kontynuacją PZPR-owskiego myślenia?". Kontynuacją, która kompletnie destabilizuje życie społeczeństwa.

Chyba w ubiegłym roku, gdy jeden z redaktorów siedział okrakiem na Kaczyńskim -znany bloger napisał tekst o rodzicach redaktora. Redaktor zamilkł na dobre kilka dni po czym zrobił z siebie ofiarę prawackiego ataku anonimowego blogera. Przyzwyczailiśmy się do tego, że gdy bluzgi idą od strony mediów i ich psów w stronę społeczeństwa -mamy mieć poczucie winy. Gdy tak się nie dzieje i jeszcze ktoś zareaguje -zaczyna się histeria.

Resortowe Dzieci to przykład tego jak wygląda podział tortu po '89. Gdy zajrzymy do polskich mediów mamy obraz rodzinnej sielanki. W TVP siedzą rodziny tych, którzy kiedyś, za komuny, trzymali stery komunistycznej propagandy. Gdyby to były osobowości medialne -to ok, nie ma sprawy. Ale są to propagandyści na miarę tego co wynieśli z domu.

Gdybyście przejrzeli internet zauważycie, że ci sami ludzie pracują we wszystkich polskich mediach: rano Zetka, popołudniu Wyborcza, wieczorem TVN. Albo: Wyborcza-Polityka-TVN. Albo TVN-Rzepa-Wprost. Albo: Newsweek-TokFm-TVP. Albo: TVN-rmf.. Możecie robić kombinacje jakie chcecie. To kosmiczna nieskończoność.

Zamknięta grupa podaje nam tą samą propagandę od rana do nocy: zaczyna się na przykład w Zetce i Kontrwywiadzie rano a kończy w "Kropce nad i" czy czymś tam po oczach -wieczorem. Gdy nie uda się występ, to zawsze doprasowany pod kant będzie w Polsacie. W tym samym zestawie gości :)

Ta zamknięta grupa ma utrwalać panujący porządek w Polsce. Gwarantować przetrwanie tym, którzy wprawdzie nie są widoczni w naszym życiu, ale czerpią z niego nieuprawnione korzyści. 

Bycie w PZPR nie czyni człowieka hieną. W tamtych czasach, bycie w partii było koniecznością gdy chciało się coś osiągnąć. Byli tacy, którzy związani z partią dawali Polsce sławę i tacy, którzy po trupach (czasem dosłownie) szli do celu - nic Polsce nie dając.

Ale bycie w rodzinie Ubeka, czerwonego milicjanta, czy postawionego wojskowego determinowało wszystko. Styl życia, jego jakość i metody osiągania "sukcesu". Bycie dzieckiem -na przykład - ubeka czy wyżej wymienionych, gwarantowało lekki start w życie. Wsparcie w organizowaniu przedsięwzięć finansowych pod warunkiem, że była zgoda na kontynuowanie "tradycji osiągania sukcesu". Pod warunkiem karności i uległości wobec mocodawcy. Pod warunkiem gwarantowania status quo. Pod warunkiem dzielenia się zyskami.

Tak to działa. A taką symbiozę zapewniają tylko "resortowe dzieci". Te które dobrze się czują w tym zamkniętym kręgu, i które mogą funkcjonować w pracy zawodowej bez konieczności przestrzegania jakichkolwiek norm.

Bo to gwarantuje im dla odmiany rodzina..



Dyskusja -->> Salon24




.

Emigracja

Z okazji aktywności przedwyborczej rozpoczęła się akcja polityków pod tytułem "Polacy wyemigrowali". Oczywiście winą za emigrację obarczają się wszystkie strony politycznej troski o Polaków na Innym Lądzie i Wyspach, ale zauważalna jest solidarność opozycji w przerzuceniu winy na Tuska.

Bo kiedyś obiecał, że emigranci wrócą.

Więc postanowiłam przypomnieć tym co udają, że emigracja pojawia się bez powodu i raz zaczęta nie kończy się nigdy, jak było naprawdę.

Rok 2004 długo był wyczekiwany. Przede wszystkim przez społeczeństwo zmęczone kolejnym rokiem bez perspektyw na poprawienie bytu, za to pełnym afer, które zafundowało Narodowi czerwone bractwo. I gdy pojawiła się możliwość, spakowali się w reklamówki z Reala i ruszyli szukać lepszego losu tam, gdzie była nadzieja.

Piszę to jako osoba, która zna wystarczająco dużo ludzi, którzy w Polsce klepali biedę, żyli od spłaty jednej pożyczki w lichwiarskiej firmie do drugiej -zaciągniętej w innej lichwiarskiej. Ludzi, którzy mieli dzieci, nie chlali, imali się wszystkich zajęć zaczynając od handlu bazarowego -kończąc na handlu obnośnym czy tapetując mieszkania w szarej strefie, po godzinach.

A pieniędzy ciągle brakowało. Zdobycie pracy graniczyło z cudem, a nawet gdy się ją wychodziło to i tak urzędnik "ukradł ją" i wysłał na znalezione miejsce swojego człowieka. Nie oszukujmy się: rządy SLD przyniosły Polsce demoralizację w terenie, z której można było trochę się wygrzebać tylko czapkując czerwonemu kacykowi.

Więc w chwili gdy Polacy dostali prawo do życia w Europie -wyjechali. Wyjechał przede wszystkim elektorat SLD zniechęcony czekaniem na Millerowe gruszki na wierzbie. Od tego czasu czerwona brać buja się na poziomie 13%. Ma czasem mniej, z racji podzielenia elektoratem z Partią Palikota, ale nigdy więcej. 

Wyjechali ludzie, których Polska skazała swoją polityką na biedę. Ludzie, którzy bez znajomości języka okopali się w nowym środowisku, mają pracę, krok po kroku wychodzą z getta. Ludzie, którzy sprowadzili rodziny zwiększając statystyki emigracji. Ludzie, którzy po okopaniu się w brytyjskich warunkach, ściągają na Wyspy dalszą rodzinę i przyjaciół.

Oni już nie wrócą. I jeżeli macie krótką pamięć to Wam przypomnę, że złodziejska SLD żerowała na emigrantach jak mogła, ściągając z nich najwyższe podatki w Polsce w myśl przepisów o podwójnym opodatkowaniu. Przez sekundę czerwonym draniom nie przyszło do głowy zmienić przepisy. Ba! Jedna z drugą urzędnicza brać policzyła tysiąc funtów zarobku w GB razy 5.8zł i dołożyła rodzinie emigranta podatek jak prezesowi spółki skarbu państwa. 

To był rok 2004/05.

Pamiętam urzędników, którzy zmuszali ludzi do zerwania wszelkich więzi z Polską. Wymeldowania się, zabrania rodziny, sprzedania wszystkiego co posiadali w Polsce by zostać zwolnionym z podatku, który nijak się miał do poziomu życia rodzin, które zostały w kraju.

Kto wraca gdy ma całą rodzinę przy sobie? Kto ryzykuje kolejnym stresem, a przede wszystkim rozstaniem z dziecmi, które okopane wśród zagranicznych rówieśników, z bezproblemowym dostępem do podstawowych dóbr, ani myślą wracać do Polski? 

Rząd PiS, który tak głośno wraz z SLD krytykuje Tuska za emigrację niech się uderzy w pierś.. nic nie zrobił by zatrzymać emigrantów. Wręcz przeciwnie, doił ich równie pazernie jak czerwona zaraza.

Nie dziwcie się, że Polacy wyjeżdżają. Ja sama jestem przykładem zniecierpliwienia czekaniem na normalność. Na normalnych urzędników, normalne prawo, które pozwoli mi żądać sprawiedliwości, gdy oszuka mnie urzędnik lub prawo, które weźmie za twarz firmy ściągające ludziom pieniądze z konta bo pasuje im nazwisko. 

To co się dzieje w Polsce staje się frustrujące dla każdego kto zdaje sobie sprawę, że życie jest zbyt krótkie by czekać. A tym bardziej czekać w imię nie wiadomo jakich wartości.




.



.

.