Więc jak żyć w takim kraju?


Przeleciał mi w strumieniu na Twitterze retweet.  Nie pamiętam autora, ale pamiętam sens: "znajomi już nie mówią, że wyjadą, tylko zastanawiają się kiedy".

Ile w tym może być prawdy, a ile tylko gdybania?

Chyba każdy wie czego oczekuje po miejscu, w którym mieszka. Chce spokoju, bezpieczeństwa i w miarę ciepłego kąta. Gdyby rozciągnąć granice tych oczekiwań na cały kraj –niewiele się zmieni. Spokój, bezpieczeństwo i w miarę stabilna egzystencja.

Dzisiaj mamy wybór i możliwość porównania: Czy w innym kraju łatwiej się żyje niż w naszym? Porównujemy wszystko: ceny, relacje z urzędnikami, możliwości rozwoju, możliwości spełniania swoich marzeń. Można powiedzieć –wszędzie jest podobnie, ale..

Jedno ale, a ile zmienia.

Mam swoje lata i sporo widziałam. Widziałam dzieci moich przyjaciół, które chwytały w Polsce każdą pracę by utrzymać rodzinę. Otwierały własne rodzinne biznesy, łapały dodatkowe fuchy, a i tak efektem były długi i ZUS na głowie. A potem zazwyczaj komornik.

Pamiętam gdy znajomy pojechał na Wyspy by uzbierać na kredyt zaciągnięty na przetrwanie. Po trzech miesiącach zadzwonił do domu i powiedział żonie: sprzedawaj co się da, przyjedziecie do mnie. Dzisiaj też mają rodzinną firmę, lekko też nie jest, ale dzieci mają przed sobą przyszłość.

U nas tak nie jest? Jest, ale..

Ale jest coś co obdziera obywatela, zwykłego szaraka, z poczucia bezpieczeństwa. To prawo, które ma stać na straży bezpieczeństwa obywateli a ostatnio staje się narzędziem do wykańczania obywateli. System sprawiedliwości, który nie gwarantuje uczciwego prowadzenia spraw gdy tylko słabszy pozwie silniejszego. Wymiar sprawiedliwości, który bierze udział w ubijaniu obywatela, gdy tylko uda mu się rozwinąć swój biznes i jest szansa na podzielenie się łupami z tego biznesu.

Zepsuty do cna wymiar sprawiedliwości, który pacjentowi nie daje żadnej gwarancji sprawiedliwego wyroku gdy padnie on ofiarą błędu lekarskiego. Zepsuty wymiar sprawiedliwości, który ochroni urzędnika a nie ofiarę jego niekompetencji. Zepsuty wymiar sprawiedliwości, który pozwala wielokrotnie ściągać z obywatela ten sam dług na podstawie wyroku e-sądu, a który to wyrok po interwencji poszkodowanego sąd uchyla, kwestionując w ten sposób swoje wcześniejsze postanowienia.

Takie sprawdzanie, na ile można jeszcze utrudnić życie zwykłemu człowiekowi. Na ile można go okraść bez żadnych konsekwencji. Cóż może obywatel zrobić, skoro wobec jawnego łamania prawa-nie ma się do kogo zwrócić o pomoc? A skoro już to zrobi, to i tak lata poczeka na załatwienie/niezałatwienie sprawy?

Ostatnio głośna była historia chorej kobiety, której komornik ściągnął z konta, bezprawnie, oszczędności życia. Sprawa o tyle bulwersująca, że te pieniądze były jej także niezbędne na leczenie. Interweniowała i dowiedziała się, że może sądzić się o zwrot z firmą, której komornik oddał JEJ pieniądze.

I to była bariera nie do pokonania.

Napisała do mediów, interweniował minister sprawiedliwości, kasa wróciła do poszkodowanej, ale ona –wiedząc, że takich spraw jest mnóstwo, a i nie każdy ma siły by informować o swoim przypadku gazety – postanowiła złożyć zażalenie na pracę komornika. I dać nauczkę komornikowi.

Jak skończyłoby się to w państwie prawa?

W najlepszym razie komornik  poleciałby tylko z pracy, a środowisko zawodowe oficjalnie odcięłoby się od niego.

A u nas?

Sędzia, do którego trafiła sprawa oddalił zażalenie jako bezzasadne. Komornik ma za zadanie ściągać pieniądze z konta, a nie ustalać czy zabiera je temu komu powinien.

Myślicie, że to żart?

To nie żart. To precedens i otwarta furtka do okradania obywateli przez.. wymiar sprawiedliwości.

Więc jak żyć w takim kraju?


.

.