Wyczekując katastrofy jak nadziei



Patrzyłam na wczorajsze nagłówki w mediach i nie mogę wyjść z podziwu jak niektórzy prześcigają się w wymyślaniu sensacji i nagłaśnianiu ich tak, jakby co najmniej nadchodził koniec świata.

Nie wiem co powinnam pierwsze skomentować. Czy to, że BBC poinformowało swoich turystów, że mogą z polskiego EURO 2012 wrócić w trumnie czy to, że znowu jakiś polityk się zapomniał i chlapnął o polskich obozach koncentracyjnych.

Zdecydowałam, że zacznę od faux pas Obamy, który chciał dobrze, zorganizował nawet pokaz slajdów by nawiązać do historii i chlapnął nieświadomie to co chlapnął, dając naszym politykom siły do kolejnej walki z Tuskiem. Obama nie musi znać polskiej historii i nie musi wiedzieć, że określenie „polski” oznacza u nas tylko prawo własności a nie to, że w Polsce coś jest. I daję sobie rękę uciąć, że „polskie obozy” użył w znaczeniu ich miejsca, a nie jako dzieła polskiej architektury.

My natomiast zareagowaliśmy jak należy, potwierdzając powiedzenie, że „na złodzieju czapka gore” czy „uderz w stół..”. Mając swoje ciemne sprawki wojenne i współudział części mieszkańców w zbrodniach lub pomocy w zbrodniach czasów wojny, rwiemy szaty z wrzaskiem, że to nie my. A przecież tak to u nas bywa i pewnie byłoby znowu, gdyby tylko jakaś wojna wybuchła.

Prezes Kaczyński od razu udzielił się na konferencji stwierdzając, że polska polityka zagraniczna jest do dupy choć zapomniał dodać, że to nie pierwszy „polski obóz” który wysmyknął się jakiemuś politykowi czy mediom i nic nie słyszałam, żeby ktokolwiek obwiniał za to Annę Fotygę.

Ale przecież to jest polowanie na Tuska i pal licho te obozy. Jeżeli „polski obóz” się przysłuży do obalenia rządu to niech Obama gada ile może.

Jakby tego nie było dość, BBC wrzuciło kilkudziesięciosekundowy filmik – zakamuflowane pewnie ostrzeżenie dla angielskich kiboli, że w Polsce to już nie przelewki i jak któryś podskoczy to niech popatrzy co potrafi słowiański, rumiany i łysopłowy kibic. Nawiązanie do trumny było jak nic sugestią by przed wyjazdem ubezpieczyć się na życie.

Ani to sensacja, ani to ostrzeżenie. Jest internet, ludzie jeżdżą po Europie i wiedzą czego oczekiwać po Polsce. Babcia z zapadłego szkockiego village może i uwierzy, że po polskich stadionach biegają tylko nożownicy, ale światły obywatel zna pojęcie „policja” i wie co może ona zrobić. Tym bardziej angielski kibol, który nie raz pałką od policjanta wyłapał.

Z polskiej strony oczekiwałabym w odpowiedzi krótkiego filmu, który ostrzegałby polskich turystów przed kontaktem z Brytanią w czasie lipcowej olimpiady. Oparłabym się na doniesieniach angielskiej prasy w co wyposażeni są brytyjscy policjanci i komandosi na okoliczność tego sportowego święta. A koniec filmu zakończyłabym scenkami z zabaw młodzieży i dzieci na ulicach Londynu, które kilka miesięcy temu obiegły świat.

Ale po co rozwiązać problem szybko, skoro można go rozwlekać w czasie, deptać, miętolić, prostować, zwijać, rozwijać i układać w kostkę lub w trójkąt i o każdej formie informować w swoich media co godzinę?

Na portalu lisio-machałowym temat BBC opatrzony był tym co lis powiedział o kibolach osobiście, potem jak to co lis powiedział ocenia dziennikarz z redakcji, potem, że lis miał jednak rację, że to powiedział, potem, że lis nie ma racji, że powiedział to co powiedział, ale wtedy pozostali stawali w obronie lisa, że powiedział dobrze. Aż wreszcie na czołówkę wpadł Janusz Mesjasz z tekstem o propagandzie sukcesu Tuska. Przecież w Polsce są kibole, a mowa nienawiści to podstawa w naszej debacie publicznej - tu przywołując za przykład kościół katolicki, bite żony, Lecha Wałęsę i antysemityzm stadionowy.

O katolickich ciotach ani mru mru. O tym, że miejsce byłego prezydenta jest w rynsztoku też nic. To pewnie nie była mowa nienawiści tylko merytoryczna rozmowa lub konstruktywna krytyka. Nie wspomniał też o tym, że kiedyś rzucał kasą na klub piłkarski, którego kibice regularnie porządkowali stadion. Wtedy miał tylko dylematy moralne –jak to filozof- czy warto kasę dawać. Wtedy też jego wzrok za złe zachowanie kibiców kierował się w stronę władz klubu a nie w stronę Warszawy.

Ale to było w 2007 roku.

Im bliżej do wielkiego EURO 2012 w tym większe podniecenie wpada nasza opozycja i miłe jej sercu media. Tak jakby czekała na jakąś katastrofę, na jakieś nieszczęście, na jakieś spektakularne potknięcie by mogła wykrzyczeć światu jaka Polska jest wstrętna, zła, brzydka, niebezpieczna. By mogła wskazać, że to wina Tuska i puścić oczko do wyborców, że my będziemy lepsi.

Mamy coś w sobie dramatycznego, że zamiast cieszyć się zaczynamy "z radości" bić, wyzywać i czołgać sie by podlizać się innym. Hotelarze zamiast zacierać ręce na nadchodzące zyski ze sprzedanych noclegów, tak podbili ceny, że mogą pójść z torbami. Hotele w Gdańsku zaśpiewały sobie 13 tys. za trzy dni. Byle chałupa obok Gdańska śpiewa sobie 9 setek za nocleg bez gwarancji osobnej łazienki. Przyznam, że na tą wiadomość o mało nie zakrztusiłam się kawą. Hotel w Londynie -20 minut od Hyde Parku- kosztuje 250 zł za dobę. Ale Londyn to nie Gdańsk. Gdańsk się szanuje.

Ludowe Koko Spoko może nie zaśpiewać ponieważ aranżer i twórca chwycili się za łby o prawa autorskie, mimo tego, że nikt prawdopodobnie nie będzie tego songu na siłę wpychał na angielski czy amerykański Top Hits 100.

Sama nadzieja na sukces już uzewnętrzniła prostackie ciągoty i potrzeby. Jak by tu najwięcej ugrać. Tą zasadą kierują się wszyscy: upadli politycy, niedowartościowani dziennikarze, biznesmeni od których zależy powodzenie organizacji mistrzostw dla kibiców. Od tygodni zamiast cieszyć się EURO media ubolewają, że nie ma 20 km autostrady. Myślą ile Tusk straci gdy Polska nie dojdzie do finału (mimo tego, że ostatni polscy finaliści  są dzisiaj dziadkami). A lewicowo-feministyczne dziwolągi rwą szaty z powodu braku żłobków i najazdu dziwek na kraj.

Tak jakby było to pierwsze EURO w Europie i na świecie.

Nie wiem czym zajmą się nasi politycy przez miesiąc mistrzostw. Czy chcą czy też nie, wypadną na ten czas z medialnego obiegu. Co zrobią styrani narzekaniem posłowie? Czym się zajmą? Z jakiego powodu ogłoszą konferencje prasowe?

A może będą przez dwa tygodnie szykować mowy oskarżycielskie, które wygłoszą dzień po zakończeniu mistrzostw?

Jedno jest pewne. Brak widoku gęb naszej opozycji będzie wystarczającym powodem by cieszyć się EURO 2012. Niezależnie od tego czy przegramy czy wygramy.





.
.

.